Witam wszystkich, pisze na forum bo mam nadzieje ze inni piloci bedą mogli się wypowiedzieć i inni wywnioskować. Dzisiaj lecąc z Liddington w dniu bez wiatru napotkałem się na sytuacje jakiej jeszcze nie doświadczyłem, byłem na wysokosci 2500ft i znalazłem noszenie 2,5ms zakręciłem dwa razy i wypadłem, praktycznie odrazu wpadłem w noszenie 4,5ms z zapachem z pobliskiej farmy,( śmierdziało;)) odleciałem i usrednilem komin 2,5ms na chwile ukrecilem go do 3000ft, i ponownie wypadłem, co pozwoliło mi odzyskać śmierdzący mocniejszy komin, 4,0ms. Mega dziwna sytuacja dzień był dość zimny, i noszenia nawet na wysokości 3000ft dalej nie rozpieszczały. ( było aktywnie) a w tym jednym miejscu miałem ciepłego śmierdziela, wachającego się w okolicach 4,0ms i normalny komin tego dnia ( zimno i spokojnie) 2,5ms jednym słowem wesołe miasteczko!!! Dwa kominy na krawędzi polonczenia 4,5 i 2,5 ms łonczace się razem a jednak centrum noszenia pozostawało indywidualne. Jednym słowem dwa światy! Mega wyczuwalna zmiana temperatur, zapachu i mocy noszenia. Co myślicie? Czy jest możliwość ze mocniejsze noszenie nagrzało się mocniej przed oderwaniem i nie nie pozwoliło słabszemu kominowi zmieszać się w jeden? Bo tak to ja mogę na czas teraźniejszy wytłumaczyć. Przeżyłem pozdrawiam;))